Kleszcze w ogrodzie. Jak się ich skutecznie pozbyć?
Wiele mówi się o tym, żeby uważać podczas wycieczek do lasu, czy parków, ale czy kleszcze spotkamy tylko tam? Niestety, mogą one czyhać też w naszym przydomowym ogródku. Jak się ich skutecznie pozbyć, żeby spokojnie cieszyć się wiosennym i letnim klimatem? Oto nasze propozycje.
Pobierają krew raz, a dobrze
Większość specjalistycznych wiadomości naukowych na temat kleszczy możemy sobie chyba darować, ograniczając się tylko do tych, które będą dla nas użyteczne, jeśli, nie daj Boże, będziemy mieli z nimi kontakt. Fakty są takie, że kleszcze w każdej postaci żerują na kręgowcach (w tym także na człowieku), a więc polują na nas zarówno osobniki dorosłe, jak i ich wcześniejsze fazy rozwojowe: larwy i nimfy.
W każdym z tych stadiów kleszcze pobierają krew tylko raz, przy czym trwa to dość długo. W zależności od stadium rozwojowego żerowanie trwa od 4 do 10-12 dni. – mówi dr Ewa Mierzejewska z Zakładu Parazytologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Kleszcze w trakcie żerowania wpuszczają do ranki koktajl substancji wspomagających pobieranie krwi. Te substancje mogą być przyczyną objawów alergicznych oraz poważnych stanów zapalnych, szczególnie w obrębie ranki, którą powoduje kleszcz, przebijając się do naczyń krwionośnych – dodaje.
Groźny ładunek
Biorąc pod uwagę, że dorosły kleszcz ma rozmiary kilku milimetrów, ich larw czy nimf, które są jeszcze mniejsze, w ogóle możemy nie dostrzec. Nie będziemy więc wiedzieć, że w ogóle zostaliśmy ukąszeni. Tym bardziej, że ich ślina zawiera również substancję znieczulającą, żeby oszukać układ odpornościowy żywiciela. Ukąszenie samo w sobie nie jest groźne, problem stanowią substancje, które przy tej okazji mogą dostać się do organizmu ofiary.
W trakcie żerowania kleszczy może dojść do przeniesienia groźnych mikroorganizmów (bakterie, wirusy, pierwotniaki), które wywołują niebezpieczne i często trudne do zdiagnozowania choroby. Obecnie najpoważniejszy problem stanowi borelioza, ale nie należy zapominać o odkleszczowym zapaleniu mózgu, babeszjozie czy riketsjozach – mów dr Mierzejewska.
Gdzie można spodziewać się kleszczy?
Z badań uczonych SGGW wynika, że aż 30-40 proc. tych pajęczaków jest nosicielami boreliozy, w woj. mazowieckim najwięcej jest ich w Lesie Kabackim i Lesie Bielańskim. Ale wcale nie trzeba iść do lasu, żeby mieć kontakt z kleszczami. Kleszcze dostają się w pobliże ludzi za pomocą zwierząt, na których żerują. O ile kuny domowe, lisy, łosie, sarny i gołębie mają z nami mocno ograniczony kontakt, o tyle w przypadku zwierząt domowych sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wystarczy, że pies czy kot "zgubi" w przydomowym ogródku opitą samicę kleszcza, a już po pewnym czasie będziesz mieć w bezpośrednim otoczeniu kilka tysięcy jaj (samica składa ich 2-5 tys. rocznie), z których będą rozwijać się młode, głodne osobniki.
Koszenie pomaga!
Kleszcze nigdy nie zasiedlają całego terenu równomiernie, tylko wybierają miejsca dogodne dla siebie. Chętnie przyczepiają się do wysokich traw, krzewów, szczególnie liściastych (leszczyna), na wysokości do 1,5 m (im wcześniejsze stadium rozwojowe kleszcza, tym będzie on niżej). Lubią także miejsca, gdzie wcześniej stała woda. Nie znaczy to, że nie można spotkać ich gdzie indziej. Wygłodniałe kleszcze w poszukiwaniu ofiary potrafią opuścić komfortowe stanowiska i udać się na polowanie w niesprzyjający dla siebie teren. Doskonale lokalizują szlaki najczęściej uczęszczane przez dziką zwierzynę, gryzonie, a także człowieka. Kiedy dojdzie do otarcia się o miejsce bytowania kleszcza, szybko przechodzi on na organizm nowego żywiciela. Nieprawdą jest, że kleszcze spadają z drzew, gdyż nie mają one skocznych odnóży.
Aby uchronić się przed obecnością kleszczy we własnym ogródku, warto zadbać o regularne koszenie i usuwanie roślinności – ostrzega dr Mierzejewska. - Warto również usunąć różne przedmioty, które mogą tworzyć kryjówki dla gryzoni. Te bowiem są głównym żywicielem postaci młodocianych kleszczy i mogą je zawlekać do ogrodu, jeżeli gryzonie znajdą tam dogodne dla siebie warunki.
Ciężkie do wytępienia
Kleszcze nie mają żadnych naturalnych wrogów, bo nie stanowią pożywienia dla innych zwierząt. Mało tego, są bardzo odporne nawet na ciężkie warunki naturalne. Jedyne, co może ograniczyć ich liczebność, to wyjątkowo mroźne zimy oraz długotrwała susza. Najlepiej czują się, gdy wilgotność powietrza wynosi 60-85 proc.
Nie istnieją stuprocentowo skuteczne metody walki z tymi pasożytami. W zasadzie jedynym pewnym sposobem jest wypalanie traw, ale skądinąd wiadomo, że może powodować to dużo więcej strat i zagrożeń, więc trudno ją polecać. Są również różne środki chemiczne (tzw. repelenty), którymi próbuje się wytępić te pasożyty. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych środków jest Dett (N,N-Dietylo-m-toluamid). To substancja czynna, którą zawierają różne preparaty dostępne w handlu. Problem w tym, że ostatnio pojawiły się doniesienia o jego szkodliwości dla człowieka.
Jednak w związku z jego szkodliwością zaczęto sięgać po inne substancje o podobnym działaniu, ale nietoksyczne dla człowieka, takie jak IR3535 czy ikarydyna. W praktyce na rynku jest wiele preparatów zawierających te substancje w różnym stężeniu.
Co na to rośliny?
Dosyć popularne są opinie, że kleszcze nie lubią zapachu pewnych roślin, które w związku z tym warto hodować w ogródkach. Wśród nich wymienia się chryzantemę dalmatyńską (znaną tez pod innymi nazwami, m.in. moruna szerokolistna), wrotycz pospolity (na zdjęciu), tatarak i kocimiętkę. Wśród ludowych sposobów walki z kleszczami można znaleźć takie rady, jak rozsypanie w ogrodzie startych łupin od cebuli, stosowanie wyciągu z chrzanu czy z clematisu. Na ile jest to skuteczne – trudno powiedzieć, ale naukowcy są sceptyczni.
Niektóre rośliny, takie jak wrotycz czy lawenda, są uznawane za "odstraszacze kleszczy". Jednak do tej pory brak dowodów naukowych na ich skuteczne działanie – przyznaje dr Mierzejewska.
Takie rośliny, jak wrotycz czy lawenda, nie odstraszą wygłodniałego pasożyta. Same zaś olejki eteryczne aplikowane na skórę stanowią tylko chwilową ochronę, gdyż szybko się ulatniają. Z moich wstępnych obserwacji wynika, że olejek waniliowy wręcz je wabi – mówi mgr inż. Ewa Sady z Samodzielnego Zakładu Entomologii Stosowanej Wydziału Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu SGGW.
Treść artykułu pojawiła się w serwisie dzięki uprzejmości dom.wp.pl. Autor tekstu: Tomasz Bodył