Rozmowy przy stole: Aleksandra z bloga Home on the Hill
Zdjęcia wnętrz na blogach i w mediach społecznościowych bywają tak zachwycające i profesjonalne, że kryjący się za nimi autorzy często wydają się nam niedostępni. Tymczasem poczytni blogerzy wnętrzarscy to ludzie tacy, jak my! Ich popularność w sieci zrodziła się oczywiście dzięki talentowi i zaangażowaniu, ale czasem także jako… sposób na przymusową nudę. Tak było w przypadku zdolnej i pomysłowej Aleksandry Papińskiej, która założyła blog Home on the Hill, będąc na zwolnieniu lekarskim. Jak dalej potoczyły się losy jej bloga, na którym codziennie inspiruje tysiące czytelników pięknymi aranżacjami, poradnikami DIY i pysznymi przepisami? Poznajcie Aleksandrę z zielonego wzgórza, które w dodatku mieści się nad morzem!
Zacznijmy od nazwy bloga – naprawdę mieszkasz w domu na wzgórzu?
– Tak! Najlepsze jest to, że kiedy zakładałam bloga, mieszkaliśmy w zupełnie innym miejscu. Mieliśmy mieszkanie na wzgórzu i stąd wzięła się nazwa. Rok temu przeprowadziliśmy się do naszego obecnego domu i te wzgórza chyba są nam pisane, bo on również znajduje się na wzniesieniu.
A jak to jest mieszkać nad morzem?
– Morze towarzyszy mi od zawsze. Wychowałam się w Sopocie, na plaży spędziłam połowę dzieciństwa. Morze mnie uspokaja, koi, tam najłatwiej mi zebrać myśli. Uwielbiam to, że w każdej chwili mamy możliwość wybrać się na spacer, posłuchać szumu fal, pochodzić bosymi stopami po piasku. Morze to dom, tak po prostu. I to wielka radość oraz przywilej móc mieszkać niedaleko niego. Te widoki nigdy nie są w stanie się znudzić.
Opowiedz nam o kulisach powstania bloga – skąd taki pomysł? Blogowanie to Twoje hobby czy raczej sposób na życie? A może coś jeszcze innego?
– Wszystko zaczęło się od kupna naszego pierwszego własnego mieszkania. Urządzanie go sprawiło mi wielką radość. Od dawna interesowałam się projektowaniem, designem i w końcu mogłam wprowadzić wszystkie pomysły, które aż huczały mi w głowie. Kilka miesięcy później zaszłam w drugą ciążę i praktycznie od samego jej początku musiałam przebywać na zwolnieniu lekarskim. Wiedziałam, że ciężko będzie mi wysiedzieć w domu, i że muszę wymyślić coś, co zajmie mi czas, co będzie jakąś odskocznią. Stąd pomysł na bloga. Zaczęłam na nim pokazywać nasze wnętrza, dzielić się inspiracjami. W życiu nie sądziłam, że to wszystko tak się rozwinie, że coś, co powstało z pasji, zamieni się w najbardziej wymarzoną pracę na świecie. Realizuję najróżniejsze projekty, współpracuję z czołowymi markami, przygotowuję materiały do prasy, aż sama w to wszystko nie mogę uwierzyć. Blog powstał z pasji, z miłości do urządzania i otworzył mi wiele drzwi, o których wcześniej nawet nie śniłam.
Home on the Hill to bardzo różnorodne miejsce – piszesz nie tylko o wnętrzach, ale i o dzieciach, podróżach, gotowaniu… Które tematy najbardziej lubisz poruszać?
– Wszystko to, co mi obecnie w sercu gra. To, czym w danej chwili się interesuję, co mnie porusza. Nie umiem z dużym wyprzedzeniem planować wpisów, działam bardziej spontanicznie. Dzięki temu to wszystko jest bardziej szczere i takie w stu procentach moje. Nie chcę zamykać się na jedną tematykę, wnętrza to zdecydowanie moja wielka miłość, ale niejedyna.
W Twoim domu widzimy mnóstwo zielonych roślin, a w ogrodzie – kolorowych kwiatów! Masz swoje ulubione gatunki? Jak o nie dbasz?
– Z roślinami na razie eksperymentuję. Zakładamy ogród od podstaw i dopiero wszystkiego się uczymy. Kocham róże, hortensje, wszystko to, co kwitnie i czaruje kolorami. W domu mam wiele różnorodnych roślin, szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak niektóre z nich się nazywają. Po prostu kupuję to, co mi się spodoba, a potem staram się pielęgnować najlepiej jak umiem. I to działa, wszystkie mi się pięknie odwdzięczają!
Nasi Czytelnicy – zwłaszcza przed sezonem szkolnym – często pytają o aranżację pokoju dziecka. Masz swoje sprawdzone rozwiązania, które mogłabyś polecić?
– Najważniejsze w pokoju dziecięcym jest miejsce na przechowywanie. Jestem wielką zwolenniczką wszelkich skrzyń, pojemników, bo dzięki nim dużo łatwiej segregować zabawki i utrzymać porządek. Wydaje mi się również, że warto, aby pokój dla dziecka miał neutralną bazę. Dzieciakom co chwilę zmieniają się upodobania i dzięki temu bardzo łatwo te ich królestwa odmieniać, przeprowadzać tam szybkie metamorfozy. Wystarczy kilka spójnych dodatków, kolorowych akcentów i gotowe!
Lubisz trend DIY? Które domowe meble czy dekoracje zrobiłaś sama?
– Uwielbiam! Nasz dom to takie jedno wielkie DIY. Ale u nas mistrzem jest mój Mąż. Ja wiecznie wymyślam sobie jakieś meble, opowiadam mu o mojej wizji, a On to wszystko tworzy. Jest w tym niesamowity! Zbudował Majce biurko, Antkowi regał, półkę na książki. Sekretarzyk w sypialni to również jego dzieło. Właściwie mogłabym tak wymieniać bez końca: jest jeszcze stół na tarasie, komoda w salonie, najróżniejsze ławeczki, kwietniki – wszystko to zrobione przez niego samodzielnie. Oprócz tego wiele dodatków w naszym domu to takie szybkie DIY, wyplatam ze sznurka kwietniki, makramy, w ramkach umieszczam ręczniki kuchenne zamiast tradycyjnych plakatów, szykuję jakieś sezonowe dekoracje z darów natury. Dzięki temu dom jest spersonalizowany, oryginalny, taki całkowicie nasz.
Podobnie jak my, śledzisz wnętrzarskich influencerów i zaglądasz do ich mieszkań i domów. Jakie wnętrza (a może osoby?) najbardziej Cię inspirują?
– Uwielbiam wnętrza nietuzinkowe, z duszą, takie, w których czuć pasję i miłość. Mogą być w różnym stylu, klimacie, ale najważniejsze, żeby było w nich czuć człowieka. Jego zamiłowania, hobby, zmysł dekoratorski. Lubię rodzinne domy, takie, gdzie ktoś potrafi zakasać rękawy i zrobić coś samodzielnie, dzięki czemu te wnętrza wyróżniają się, są inne niż cała reszta.
Co myślisz o prywatności w sieci? Czego nie pokazałabyś na blogu czy w mediach społecznościowych?
– To tak naprawdę ciężki temat. Dużo o tym myślałam, o swoich granicach, o tym, czy czasem już jakichś nie przekraczam. Zawsze, kiedy publikuję jakiś wpis, to wcześniej analizuję go pod kątem tego, czy mogłabym o tym powiedzieć bardzo dalekim znajomym, sąsiadom itd. Jeśli tak, to jest okej. Staram się nie poruszać bardzo osobistych, intymnych spraw, nie pisać o osobach trzecich. Jeśli piszę cokolwiek o dzieciach, to staram się, aby to były moje osobiste opinie, coś, co bardziej dotyczy mnie niż nich. Nigdy też nie chciałam, żeby to one grały pierwsze skrzypce na blogu, nie chcę, aby wzbudzali jakiekolwiek zainteresowanie. Ten blog to miejsce, które ma inspirować, gdzie dzielę się pasjami, ale nie piszę o problemach, o innych. Nie widzę sensu, aby dzielić się tą częścią mojego życia.
A zdradzisz nam, co teraz szykujesz na Home on the Hill? Planujesz wpisy z dużym wyprzedzeniem czy raczej działasz spontanicznie?
– Tak jak już wcześniej pisałam, działam bardziej spontanicznie. Oczywiście tworzę sobie jakieś projekty, szkice, zarysy działań. Po głowie chodzi mi kolejny Przewodnik inspiracji. To taki internetowy magazyn, który tworzyliśmy kilka lat temu i mam coraz większą ochotę do niego wrócić i stworzyć kolejną edycję. Może na Święta...? Zobaczymy!
Dziękujemy za rozmowę!