Odcienie Skandynawii. Wywiad z Kasią Rutkowiak, autorką bloga My Full House
Styl skandynawski od lat króluje w naszych domach i mieszkaniach. Lubimy jego prostotę, cenimy za praktyczne rozwiązania, przechwalamy się dodatkami, które wnoszą do wnętrz przytulność. Mało kto potrafi jednak mówić o stylu skandynawskim tak profesjonalnie, a zarazem fascynująco, jak Kasia Rutkowiak, autorka bloga My Full House. Przez lata mieszkała w Danii, gdzie osobiście doświadczała północnego sposobu życia i aranżowania wnętrz. Teraz pisze o nich z warszawskiego mieszkania samodzielnie urządzonego we wszystkich odcieniach bieli. Dziś odwiedzamy jej wysmakowaną krainę pełną designerskich perełek i rozmawiamy o wnętrzach, którymi inspiruje kolejnych obserwujących blog i profil na Instagramie.
Przez 12 lat mieszkałaś w Danii. Jak porównałabyś polskie i duńskie podejście do aranżacji wnętrz?
– To temat rzeka i mogłabym się tu rozpisać na wiele akapitów. Wybiorę jednak te różnice, które są moim zdaniem najważniejsze. Podczas urządzania swoich domów i mieszkań Duńczycy zdecydowanie częściej i na większą skalę stawiają na wykorzystanie naturalnych materiałów. Wystrzegają się także przeładowania przestrzeni sprzętami. Inwestują bardziej „długofalowo” i kupują rzeczy lepszej jakości, za to mniej.
Czy to prawda, że – w myśl Prawa Jante – Duńczycy nie lubią się wyróżniać? Dotyczy to także sposobu urządzania mieszkań i domów?
– I tak, i nie. Zasady Janteloven zostały stworzone na potrzeby powieści o fikcyjnym duńskim miasteczku, w którym nie wolno było się wyróżniać, a także uzurpować sobie prawa do bycia traktowanym jako ktoś lepszy czy mądrzejszy od innych. Przyjęcie, że ma to bezpośrednie przełożenie na zachowania Skandynawów jest dla nich krzywdzące i niesprawiedliwe. Natomiast myślę, że można z dużą dozą uproszczenia i uogólnienia przyjąć, że Duńczycy nie odczuwają potrzeby wyróżniania się, bo sami między sobą nie dzielą się na lepszych i gorszych, mniej i bardziej ważnych czy mądrych.
Pewnie wynika to z faktu, że poziom życia osób z niskim i wyższym wykształceniem zapewnia i jednym, i drugim dobre warunki. Statystyczny Duńczyk nie czuje więc specjalnego parcia do tego, aby „się wybić”, tym bardziej, że za największe osiągnięcie uważa się życie przynoszące radość z rzeczy ogólnodostępnych i oszczędzające zmartwień. Jeżeli zaś chodzi o wyróżnianie się w aspekcie urządzania wnętrz, to oczywiste jest, że ludzie mniej i bardziej zamożni urządzają swoje domy w różny sposób. Ci bogatsi inwestują w najlepszy design, sztukę czy świetny sprzęt audiowizualny. Jednak posiadanie fantastycznie zaprojektowanego domu, w którym miejsce znajdują liczne perełki wzornictwa, nie jest przyjmowane jako obnoszenie się z bogactwem, a po prostu dobry gust i umiejętność korzystania z tego, co się osiągnęło.
Mamy wrażenie, że Polacy pokochali styl skandynawski, ale raczej jego przytulną i pastelową odsłonę spod znaku hygge. Biel i minimalizm, które królują w Twoim mieszkaniu, u wielu wciąż budzą opór. Czym przekonałabyś innych do tak konsekwentnej prostoty?
– To prawda, że „styl skandynawski” jest od kilku lat niezmiernie popularny w Polsce, a w każdym razie to, co jest nam przedstawiane jako ten styl za pośrednictwem artykułów, stron internetowych czy sklepów. Ja rozumiem modę i chęć poruszania się w trendach, jednak często zdecydowanie nie zgadzam się z tym, co wielu ludzi w Polsce przedstawia jako styl skandynawski. Styl inspirowany Skandynawią – jak najbardziej. Jest to najczęściej nasza rodzima adaptacja niektórych elementów stylu skandynawskiego. A ten cały czas przechodzi swoje przeobrażenia. W tej chwili w Skandynawii odchodzi się od jednolicie białych wnętrz i wprowadza się do domów kolory zaczerpnięte z natury. Często przytłumione, ale jednak bardzo kontrastujące z dotychczasową bielą. W naszym mieszkaniu jest podobnie, stąd ostatnia przemiana naszej sypialni. Nie sądzę, abym kiedykolwiek zrezygnowała z białej bazy we wnętrzach, gdyż w takim domu czujemy się najlepiej. Od kilku lat na blogu i Instagramie pokazuję uniwersalność bieli. O zaletach białych wnętrz mogłabym pisać długo, tak jak i o tym, że odcieni bieli jest cała masa. Dopuszczam jednak to, że nie każdy czułby się dobrze w naszym domu. I to jest... fajne!
Dania słynie z doskonałego designu. Które z ikon duńskiego wzornictwa masz u siebie?
– Te meble i dodatki, które chciałabym na zawsze zatrzymać w naszym domu (bez względu na to, ile razy będziemy się jeszcze przeprowadzać), a z czasem przekazać dzieciom, wybieram bardzo rozważnie. Latami odkładałam na fotel biurowy serii 7 marki Fritz Hansen. Kiedy miałam podjąć decyzję co do koloru, przez moment się wahałam, jednak na koniec stanęło na ponadczasowej czerni. „Siódemek” jest w naszym mieszkaniu więcej, gdyż mamy też kilka krzeseł z tej serii. Inne ikony to ręcznie plisowane lampy LE KLINT. Wisząca nad stołem lampa 101 (projekt z 1944 roku) to prawdziwy majstersztyk i chyba moja ukochana lampa ze wszystkich (a muszę przyznać, że do lamp mam wyjątkową słabość). Druga lampa LE KLINT, zaliczana do klasyki duńskiego designu, to lampa SAX (1952) na rozciąganym drewnianym ramieniu, która znalazła swoje miejsce przy kanapie. W ścisłej trójce jest też stołowa lampa Louis Poulsen PH 3/2.
W naszym domu można też niespodziewanie wpaść na drewniane figurki Kay Boyesen, a herbaty napić się z termosu EM77 marki Stelton. Tak na co dzień, jak i od święta z wielką radością używamy porcelany Royal Copenhagen, którą kolekcjonuję od ponad dekady. Na koniec, jako że jestem fanką kwiatów we wnętrzach, mam też pokaźną kolekcję klasycznych skandynawskich wazonów, na czele z ryflowanymi wazonami Lyngby tworzonymi na bazie wzoru z 1936 roku. Na mojej liście jest jednak jeszcze kilka wnętrzarskich marzeń, które z czasem zamierzam spełnić.
A które ze skandynawskich trendów czy rozwiązań najbardziej lubisz?
– W stylu skandynawskim lubię to, że bez względu na panujące trendy jego uniwersalne projekty i proste formy zawsze się obronią. Naturalne materiały z czasem nabierają patyny, która dla mnie zawsze skrywa tajemnicę i wyjątkową historię przedmiotów i ludzi, którzy ich używali. I właśnie tę ponadczasowość tworzoną w oparciu o proste formy i naturalne materiały cenię ponad wszystko.
Oprowadź nas po swoim obecnym mieszkaniu w Warszawie, którym zachwycasz kolejnych obserwujących Twój blog i profil na Instagramie. Jak przebiegał proces jego urządzania?
– Mieszkanie, które wynajmujemy, znalazł mój obecny mąż, a ja sama nie widziałam wnętrz przed podpisaniem umowy. Dostałam jedynie kilka zdjęć, z których i tak wynikało niewiele. Wiedziałam, że w związku z tym, że mieszkanie nie jest nasze, na radykalne zmiany nie będzie szans, pozostaną jedynie adaptacje. Mieszkanie wynajęliśmy puste, a meblowanie i urządzanie rozpoczęliśmy od pokoi dzieci – zależało mi na tym, aby to one możliwie jak najszybciej poczuły się tu jak w domu. Później dzień po dniu i miesiąc po miesiącu, powoli doposażaliśmy resztę pomieszczeń. Mam to szczęście, że charakter mojej pracy pozwala mi na wypróbowanie wielu rozwiązań, pomysłów, mebli i dodatków, choć styl i charakter naszego domu pozostaje bez zmian. Sercem mieszkania jest salon łączący jadalnię, część biurową i wypoczynkową. Inaczej się nie dało.
Choć niezaprzeczalnie królują u Ciebie jasne kolory, do kuchni wybrałaś ciemne meble. Dlaczego?
– Tu właśnie wracamy do tego, że kuchni nie urządzałam sama, jest w pełni zastana. Gdybym mogła decydować, zmieniłabym w mieszkaniu jeszcze kilka rzeczy, ale nie będę ich wskazywać (może nikt nie zauważył). (śmiech)
Szczególnie oczarowało nas Twoje domowe biuro będące częścią designerskiego regału, a ten – otwartego salonu. To tutaj piszesz teksty na blog? My Full House to Twoja praca, pasja czy coś jeszcze innego?
– Tak, zdecydowana większość materiałów na blog powstaje w moim domowym biurze. Do niedawna oparte było na kultowym regale String, jednak wiosną postanowiłam wypróbować nowy projekt duńskiej marki Moebe, z którego jestem bardzo zadowolona. Blog, który powstał osiem lat temu jako pomost między mną i moimi bliskimi w Polsce, przeszedł ogromną ewolucję i jest w tej chwili jedynym profesjonalnym autorskim blogiem wnętrzarsko-lifestylowym o stylu skandynawskim w Polsce. Dzięki magii internetu codziennie czytają go ludzie na całym świecie i to daje mi ogromną radość i motywuje do dalszej pracy. Już teraz mało kto wie i pamięta, że jestem lekarzem weterynarii...
Twoje córeczki dzielą jeden pokój. Jakie zastosowałaś w nim rozwiązania, żeby wszystko się pomieściło i każda z dziewczynek miała dla siebie swoją przestrzeń? To również skandynawska specjalność?
– W domu mamy jeden pokój dla dziewczynek i jeden dla chłopców, tak, aby mógł się u nas zatrzymać syn mojego męża, który jest niewiele starszy od Olafa. I o tyle o ile Olaf przez zdecydowaną większość czasu mieszka sam, dziewczynki od przyjazdu do Polski musiały współdzielić pokój. Jako że pokoje w naszym mieszkaniu nie są duże, stanęło na łóżku piętrowym i niewielkim biurku, przy którym mieszczą się dwa krzesełka Tripp Trapp. Dziewczynki wciąż siadają przy biurku razem podczas zabawy, ale lekcje odrabiają naprzemiennie. Aby ułatwić im utrzymanie jako takiego ładu, zdecydowałam się na skrzynki na regale oraz pojemniki na zabawki. Helena i Klara mają też każda swoje półki, dzięki czemu nie kłócą się specjalnie o przestrzeń. Musiałyśmy też wprowadzić dyżury w sprzątaniu. (śmiech)
Na koniec specjalna prośba od naszych Czytelników: przedstaw nam proszę swoją czworonożną przyjaciółkę! Przy okazji zdradź też, jak przy tej pupilce udaje Ci się utrzymać czystość w tak jasnym mieszkaniu.
– To Chloe, suczka rasy buldog francuski. Ma 1,5 roku i jest cudownym małym psem o wielkim sercu pełnym miłości do nas i dzieci. Od przyjazdu z Danii bardzo brakowało mi w domu psiego towarzystwa, jednak najpierw musiałam przekonać męża. Udało się wiosną zeszłego roku i w tej chwili Andrzej sam przyznaje, że nasze życie jest jeszcze lepsze, odkąd jest z nami Chloe. Jest jej wielkim fanem. Co do trudności w utrzymaniu czystości – nie demonizowałabym. Podobnie jak my zdejmujemy albo wycieramy buty po wejściu do mieszkania, Chloe po każdym spacerze zalicza szybkie przetarcie swoim „dyżurnym” ręcznikiem i tyle. Przyjęcie jej do naszej rodziny było bardzo dobrą decyzją.
Dziękujemy za rozmowę.